Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Sokotra 20.02-1.03.2024

Fajny i radosny dzień na Sokotrze


25-02-2024

Świeżo smażony chleb

Na dzisiaj mamy specjalne zaproszenie do kuchni na świeżo smażony chleb. Nasz kucharz jest niesamowity i już od 3:00 piecze chleb dla całego obozowiska — ma do wykarmienia 26 osób. Specjalnie dla nas odłożył kilka kulek ciasta i teraz pokazuje nam, jak wygląda proces smażenia chleba na specjalnej blasze. Melduję się jako pierwsza, to już nasza mała tradycja, że zawsze jem śniadanie z chłopakami w kuchni, a potem dopiero z grupą przy stole. Nie inaczej jest dzisiaj. Za chwilę dociera do kuchni Leszek, potem Andy, Piotr, jest Ewa, Irena, Iza, to bardzo miłe, że aż tyle osób zdecydowało się dołączyć do lokalnego posiłku. Chleb prosto z blachy smakuje zupełnie inaczej. Jest ciepły i lekko chrupiący. Do tego bawarka i nie ma nic lepszego na dobry start dnia.

Słońce zaczyna przebijać się mocnej i mocnej przez chmury. My już gotowi do drogi robimy sobie zdjęcia grupowe, to kolejna nasza cecha, lubimy zdjęcia grupowe, lubimy się fotografować i mamy super sprzęt.

Dzisiaj przed nami jeden z moich ulubionych dni na wyspie, czyli las drzew smoczych.

Jedziemy wspólnie, dzieląc się na dwie grupy. Po styczniowym debiucie latania nad wyspą małymi helikopterkami dzisiaj powtarzamy tę atrakcję. Szóstka  z nas poleci dzisiaj, kolejna trójka jutro.

Zawody nad jeziorem

Zanim jednak odstawią nas na miejsce, zaglądamy do niewielkiej wioski, gdzie jest ciekawe pometeorytowe jeziorko. Jak tylko zatrzymują się nasze samochody, oblegają nas dzieciaki. Nasz kontrahent ma dla nich zawody i nagrody, kto pierwszy przepłynie jeziorko wpław, dostanie nagrodę. I rzeczywiście chłopcy rzucają się w szaleńczym wyścigu, by jak najszybciej dotrzeć do brzegu.

Najlepszy dostaje nagrodę, a dodatkowo Andy daruje wiosce kolejną piłkę do nogi. Karina wyjmuje za to miśki żelki i każdy z maluchów zostaje poczęstowany słodkim drobiazgiem. Wszyscy zadowoleni, pozują do kolorowych zdjęć.

Czas na helikopterki

Nasza szóstka i ja zostajemy na lądowisku, a reszta kontynuuje do miejsca, gdzie spotkamy się na lunch. Tym razem załapujemy się na trasę przedpołudniową i nasi węgierscy piloci proponują lot na górami, wraz z najwyższym szczytem Sokotry i widokiem na stolicę. Wszyscy zachwyceni, przywożą coraz to bardziej spektakularne zdjęcia.

Udaje się nam po raz kolejny zobaczyć rekina wielorybiego. Teraz już nikt z nas nie ma wątpliwości, że to wielki zwierzak.

Loty kończymy i jedziemy do lasu. Po drodze przystanki w punktach widokowych. Nieopatrznie jeden z kierowców pokazuje nam, jak można się wspiąć na jedno z drzew smoczych. Nie trzeba nam tego powtarzać dwukrotnie. Już za chwilę na szczycie siedzi Leszek, potem Ewa, no i wreszcie ja. Wcale nie było to takie trudne, a efektowne.

Lunch w wadi, piękna porośnięta palmami daktylowymi dolina, a obok rześka woda. Ci, którzy dzisiaj nie latali, są już po kąpieli, my mamy dwa razy mniej czasu, ale zdążymy i zjeść i się wykąpać, tym bardziej że w lesie czeka nas nocleg bez dostępu do słodkiej wody.

Las drzew smoczych

Droga do lasu zawsze budzi sporo emocji, to najprawdziwszy off road bez taryfy ulgowej. Droga jest naprawdę bardzo wymagająca i trzeba ogromnej wprawy, żeby pokonać cały ten trudny odcinek. Znosimy niewygody podróży wyśmienicie, przekuwając je w wielką przygodę.

Docieramy na miejsce, chłopaki znajdują miejsce na obozowisko. Kręcę nosem, bo wiem, gdzie byłoby najlepiej. Zależy mi na widoku, ale miejsca z daleka widać, że są zajęte przez grupę, która dotarła tu już wczoraj. Jednak nie tracę nadziei, i mimo tego, że nasi kierowcy zdążyli rozłożyć pierwsze namioty, a kuchnia właśnie skończyła wypakowywać swój sprzęt, badam sytuację. Okazuje się, że pod płotem mają swoje namioty Chińczycy, ale druga strona wydaje się pusta. Zamieniam słowo z lokalnymi przewodnikami grupy chińskiej, nie sprzeciwiają się jakoś wyraźnie, bym się rozłożyła obok z moją grupą.

Wracam, polując na mojego kontrahenta, a on widząc, co się święci, ucieka wzrokiem i idzie w innym kierunku. Wreszcie nasz wzrok się krzyżuje i widzę jak z trudem i głębokim westchnięciem podchodzi do swojej ekipy, prosząc o zmianę obozowiska. Jupi! Udało się. Miejsce nieporównywalnie lepsze, a widok wart miliony.

Wizyta w wiosce

Mamy chwilę na zdjęcia pod drzewami, a za chwilę wybieramy się wspólnie do wioski. Moja ostatnia grupa podczas pobytu w wiosce zadecydowała o spontanicznej zbiórce pieniędzy, które zostawiliśmy na Sokotrze, prosząc kontrahenta o zakup najpotrzebniejszych rzeczy spożywczych, bo do najbliższego sklepu stąd aż 2,5 godziny.

Moja obecna grupa przywiozła dodatkowo ubranka dla dzieci, maskotki, kosmetyki dla kobiet i teraz wybieramy się na spacer do wioski. Niestety po drodze nasze auto łapie gumę. Chłopaki zmieniają oponę, a my maszerujemy do wioski. Tutaj poczęstunek, herbata i zakupy. Obiecana krew smocza i kadzidło.

W kolejnym domu już bez herbaty, za to zakupy, by po równo obdzielić dwie rodziny. Zostaje nam jeszcze samotna starsza pani, dla której także przywieźliśmy sporo artykułów spożywczych. Szczególnie teraz przed ramadanem, mogą się jej bardzo przydać.    

Wracamy już o zachodzie słońca do obozowiska, robi się rześko. Ubieramy się, aparaty mamy pod ręką, bo korony drzew wyglądają nieziemsko na tle czerwieniejącego nieba.

Kolacja z widokiem

Na kolację dzisiaj miła odmiana, po kilku dniach z rybą dzisiaj szef kuchni serwuje kozę. Mięsko jest pyszne, naszą specjalistką od kozy zostaje Danusia, która ze szczegółami opowiada nam o jej walorach smakowych. Oczywiście pominęłam obowiązkowy deser, nie mogło zabraknąć pączków i bawarki. Bez tego nie byłoby dnia.

Czas na zdjęcia artystyczne

Miałyśmy taki pomysł z Ireną, by podświetlić namioty i zrobić piękne zdjęcie z drzewami smoczymi. Okazuje się, że efekt nie jest do końca spójny z naszymi oczekiwaniami. Zmieniamy koncepcję i robią się super warsztaty integracyjne. Irena zna pomysł na niesamowite zdjęcia z latarkami. I tak każdy z nas zostaje jedną literką w słowie Sokotra. Musimy w ciemnościach ustawić się w konkretnej pozycji i pisać latarką po śladzie tę samą literkę wielokrotnie. Czas na ćwiczenia. Nie możemy wytrzymać ze śmiechu. Trudne jest R, trudne jest K. Łatwe jest O. Ale pierwsze próby pokazują, że musimy złapać odpowiednie proporcje, bo wszystko się nam nieco rozjeżdża. Brakuje nam jeszcze czegoś, wymyślamy, że będzie serce i tak najpierw Andy, a potem Karina robi czerwone serce.

Na pewno nikt w obozowisku nie śpi przez nasze chichoty. Mamy świetną zabawę.

Idziemy krok dalej i postanawiamy napisać ESTA TRAVEL, brakuje nam literki L. Szybko znajdujemy miejscowego, którego uczymy jak napisać L i w którą stronę. Kilka prób, mnóstwo śmiechu, precyzja Ireny i zdjęcie gotowe, przy okazji L okazuje się najlepszą literą w słowie TRAVEL.

Dobranoc. Ale to był fajny i radosny dzień.


Następny dzień


Pojechali i napisali: