Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Kolejny dzień etiopskich przygód przed nami. Wczesnym rankiem opuszczamy hotel w Arba Minch i udajemy się w pobliskie góry na spotkanie z członkami plemienia Dorze. Plemię to mieszka na zboczach gór, na wysokości około 2500-2700 metrów wysokości ponad jeziorem Abajja. Domy tego ludu zbudowane są z bambusa i słomy, ale co najważniejsze swoim wyglądem przypominają głowę słonia.
Nasza wizyta w wiosce rozpoczyna się przywdzianiem lokalnych strojów. Mężczyźni przywdziewają stroje wojowników, a więc towarzyszą im narzuty z lamparcich skór, tarcze i włócznie. Kobiety z kolei, pełne wdzięku i barw stają się fotogenicznym celem każdego aparatu. Samo ubieranie się tych strojów wywołuje dużo śmiechu i zabawy. Ale to dopiero początek.
W następnej części poznajemy domostwa, lokalne prace, najpopularniejsze dania. Potem przychodzi czas na lokalne śpiewy i toasty z lokalnym napitkiem. Ten fragment wizyty przywołuje ogromną ilość śmiechu i zabawy. Od napitku do wspólnych plemiennych tańców.
Aż żal, że w pewnym momencie przychodzi czas, aby jechać dalej. Niestety musimy, bo przed nami jeszcze długi przejazd. Zmierzamy bowiem do miejscowości Hawassa.
Po drodze zatrzymujemy się na punktach widokowych, aby zobaczyć, jak wygląda system rowów afrykańskich w Etiopii. Ta część rowów przyjmuje tu nazwę Rowu Afrykańskiego.
W godzinach wieczornych docieramy do Hawassa. Pyszna kolacja, ciekawe rozmowy przy stole, a na koniec zasłużony odpoczynek.
To był naprawdę piękny dzień.
