Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Dzisiaj kolejny cały dzień w Patagonii. Chyba nauczyliśmy się czegoś od miejscowych, nie sprawdzamy pogody i nie martwimy się, że chwilowo pada. Wczorajsza pogoda była niespodzianką, wbrew wszystkim prognozom pogody nie lało, większość dnia mieliśmy w słońcu i udało się nam wycisnąć z tego dnia cudnie wiele pięknych momentów.
Dzisiaj ruszamy o świcie do portu. Tu okrętujemy się na statku, który będzie naszym domem przez cały dzień. W planach dwa lodowce i jedno zejście do jęzora lodowca.
Cóż pogoda dzisiaj barowa, zacina deszcz, jest ciemno i ponuro. Ale to tylko kilka pierwszych minut rejsu, potem zaskakująco szybko pogoda się zmienia, wychodzi słońce, deszcz ustaje, robi się od razu cieplej, a i wiatr jakby zelżał.
A potem już przez cały dzień będzie prawdziwy miks różnej pogody przeplatany pięknymi tęczami, harmonijnie łączącymi wszystkie nastroje.
Co jakiś czas wychodzimy na zewnątrz, by zrobić piękne zdjęcia. Po drodze mijamy kolonię kormoranów, wodospad, jeden lodowiec. Kiedy schodzimy na spacer do drugiego lodowca, niestety pada. Ale mamy odpowiednie ubrania i sprzęt i udaje się nam „na sucho” zobaczyć lodowiec z bliska.
Na lądzie serwowany jest lunch, iście w patagońskim stylu, jagnięcina z grilla, kurczak z grilla to dzisiaj główny motyw przewodni.
Objedzeni i opici dobrym czerwonym winem wracamy na statek, stąd już tylko niecała godzina dzieli nas od powrotu do portu.
W hotelu krótka przerwa i ruszamy na kolację do miasteczka. Nie wszyscy decydują się na wspólne jedzenie, mamy też w planach mini spacer po mieście, małe zakupy pamiątek. Dobranoc.
