Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

USA 4-19.09.2024

Dolina Śmierci


12-09-2024

Opuszczamy Nevadę

Las Vegas jeszcze śpi, albo jeszcze nie poszło spać, kiedy my się budzimy i wyjeżdżamy z hotelu. Zatrzymujemy się przy jednym z najsłynniejszych znaków na świecie... Welcome to Fabulous Las Vegas! 

Sesja zdjęciowa i jedziemy na śniadanie do naszej ulubionej sieciówki z pysznymi śniadaniami. 

Zanim na dobre opuścimy Nevadę, tak sobie myślę, że ile osób tyle wrażeń z Miasta Grzechu, wyrastającego nagle na środku pustyni. 

Możecie nie polubić Las Vegas, możecie je pokochać. Ale jedno jest pewne: znak nie kłamie- rzeczywiście jest Fabulous!! 

Dolina Śmierci

Przed nami chyba najdłuższy przejazd - bo decydujemy się na odwiedzenie najgorętszego miejsca na ziemi - czyli słynnej Doliny Śmierci. Nazwa brzmi groźnie, bo i tak było- w połowie XIX wieku kiedy wybuchła gorączka złota i poszukiwacze chcieli skrócić sobie drogę do Californi właśnie jechali tą doliną. Dotarli ledwie żywi, kilku zostało tu na zawsze. Stąd nazwa tego niesamowitego miejsca. 

Jak widać, niektórzy wolą drogę na skróty, inni wybierają Dolinę Śmierci, by zmierzyć się ze sobą, temperaturą i pustkowiem. To tutaj jest organizowany Badwater 135 Ultramaraton — najtrudniejszy bieg na świecie, przy temperaturze około 50 stopni... Na pokonanie 135 mil (czyli 217 km) uczestnicy mają 48 godzin. Kocham ciepło i upały, ale biec tutaj- szacun. 

W Dolinie Śmierci odwiedzamy wszystkie punkty widokowe, każdy inny, każdy zjawiskowy. Największe wrażenie zrobiło na nas Badwater - czyli słone jezioro, które jest najniżej położnym punktem w Ameryce Północnej - 86 m poniżej poziomu morza. Wody nie widać, ale solnisko jest niesamowite - biel aż pali w oczy, temperatura powietrza to prawie 40 stopni i do tego gorący wiatr... Wszystko wydaje się nierealne, bo znad powierzchni soli unosi się lekka mgła, a błękitne niebo staje się aż kobaltowe. 
Poszliśmy kawałek po soli, która chrupała pod butami jak śnieg, to naprawdę wyjątkowe  i niesamowite miejsce. 

Góra tęczowa

Wyjeżdżając jeszcze zahaczamy o tęczową górę - w zasadzie małą namiastkę, ale skały tutaj mają rzeczywiście różne kolory. Zresztą sama droga jest mega widowiskowa- prowadzi wśród skał, które tworzą tunele. 

Jeśli myślicie, że wszędzie na świecie jest zasięg telefonów, to zapraszamy serdecznie do USA. Są miejsca bez zasięgu - i to przez wiele godzin. Tak więc wyciągnęliśmy nasze papierowe mapy i ruszyliśmy dalej do dzisiejszego miejsca noclegowego. 

Niekończące się przestrzenie, przepiękne widoki, góry, doliny, rzeki… zatrzymaliśmy się na burgery w małej miejscowości po drodze, bo zaczynało się już robić późno. Miejscowość trochę jak z filmu - po trzęsieniu ziemi część domów opuszczona, ale tuż za nimi wielka fabryka… fajny sklep ze wszystkim, z przemiłym właścicielem, który opowiedział historię tego miasteczka i jak to się stało, że przeprowadził się „na wieś” z Los Angeles. Dowiedziałam się też, że jeśli ma się pochowaną bliską osobę na swoim terenie, to nie trzeba płacić podatków od nieruchomości… 

Na burgery wjechaliśmy kawałek dalej - budka przy drodze, ale jedzenie bardzo dobre. Przed nami jeszcze sporo kilometrów do przejechania- to najdłuższy przejazd tej wyprawy. 
Do hotelu dojeżdżamy wieczorem. Czas na zasłużony odpoczynek po pełnemu wrażeń dniu.


Następny dzień


Pojechali i napisali: