Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Od rana już wsiadamy w auta i jedziemy do bram parku Wielkiego Kanionu rzeki Kolorado. Dzisiaj spędzamy tutaj prawie cały dzień, chodząc ścieżkami spacerowymi wzdłuż krawędzi kanionu i jeżdżąc autobusami na kolejne punkty widokowe.
Z każdego miejsca Kanion wygląda nieco inaczej, raz widać rzekę, raz jest schowana głęboko w dolinie.
Wszystko na miejscu jest świetnie zorganizowane, a autobusy parku narodowego kursują z idealną częstotliwością.
Wyjeżdżamy z Wielkiego Kanionu drogą, na której jeszcze jest kilka punktów, z których znowu możemy podziwiać ogrom i piękno przyrody. Nie brakuje też jeleni i łań, które spokojnie chodzą po lasach wzdłuż drogi.
Przed nami jeszcze trochę mil do przejechania do kolejnego miejsca- słynnego Horseshoe band - czyli najbardziej znanego na świecie zakola rzeki Kolorado. Pięknie wyglądają skały i woda o zachodzie słońca.
Dzisiaj też spotkała nas lekka konsternacja: jesteśmy na granicy stanów Arizona i Utah- część z naszych telefonów automatycznie złapała czas z auta, część została w Arizonie. Na szczęście w hotelu w recepcji są dwa zegary pokazujące oba czasy, natomiast musimy pamiętać, że jesteśmy jeszcze w Arizonie.
Dzisiaj nocleg mamy w Page, by do jutrzejszych atrakcji nie było daleko.
