Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Rano przywitała nas mgła, ale widzieliśmy, że słońce próbuje się przez nią przebić. Byliśmy jednymi z kilku gości w hotelu, dlatego na śniadanie mogliśmy wybrać sobie, co tylko chcieliśmy z menu. Sam hotel był przepiękny. W pokojach narzuty i poduszki wyszywane we wzory typowe dla Czarnych H'Mongów zamieszkujących okolice. Na ścianach przepiękne portrety członków mniejszości.
Spakowani ruszyliśmy na kolejny trekking. Tym razem w okolicy Sa Pa do wioski naszej przewodniczki Mý. Jak zwykle towarzyszyły nam kobiety w tradycyjnych strojach, które na koniec trekkingu próbowały sprzedać własnoręcznie tworzone ozdoby, portfele, poszewki na poduszki itp. Takie same jak te, które oglądaliśmy w hotelu. W międzyczasie niebo się rozpogodziło i kilka razy zatrzymywaliśmy się na sesje fotograficzne, aby uwiecznić piękne kaskadowe pola ryżowe. Pomimo że styczeń nie jest miesiącem kiedy uprawia się ryż, nadal mogliśmy podziwiać piękno okolicy. Koniecznie zobaczcie zdjęcia!
W wiosce Mý cześć z nas przyłączyła się do przygotowań do Tet, śpiewając wietnamskie karaoke! Na koniec zjedliśmy lunch w lokalnej restauracji i wypiliśmy prawdziwą wietnamską kawę.
Objedzeni wyruszyliśmy w długą drogę powrotną do Hanoi (5 h).
Wieczorem wybraliśmy się na miasto, by po raz ostatni skorzystać z uroku Hanoi i najeść się lokalnych przysmaków. W samym centrum starego miasta organizowane były potańcówki, więc nie mogliśmy się nie przyłączyć!
