Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Ruszamy w drogę w kierunku Takayama. To niewielkie miasto, które słynie z pięknej zabudowy z okresu ery Edo. Wąskie uliczki starego miasta pełne są tradycyjnych, drewnianych domów, które teraz zamieniono na sklepiki z pamiątkami, restauracje i miejsca, gdzie możemy spróbować sake.
Takayama w epoce Edo słynęła z tego, że były tu liczne warzelnie sake (warzelnie, nie gorzelnie, gdyż proces produkcji sake bardziej przypomina proces produkcji piwa). Sama degustacja jest dość skomplikowana.
Najpierw musimy w automacie zakupić małe, porcelanowe czarki. Następnie 100-jenowe monety wymieniamy na żetony. Jeden żeton to jedno nalanie wybranej sake do naszej czarki. Ale to już wiemy - według nas to, co może być proste, w Japonii zamienia się w skomplikowany proces. Sake udaje się nam spróbować i to nawet kilka różnych gatunków. Teraz chmury i deszcz, z jakimi powitała nas Takayama nie są nam straszne!
Przed nami jeszcze kolacja - dziś dostajemy sukiyaki ze słynnej wołowiny z regionu Hida. To cienkie plastry wołowiny, które samodzielnie gotujemy sobie w podanym bulionie. Wołowinie towarzyszą przeróżne dodatki, wszystkie podane w pięknych miseczkach.
Na koniec dnia z częścią grupy decydujemy się na wizytę w onsenie, czyli tradycyjnej, japońskiej publicznej łaźni. Obowiązują tu ściśle zasady, których musimy się trzymać.
Onsen to zespół zazwyczaj kilku basenów lub niecek z wodą pochodzącą z gorących źródeł. Przed wejściem do onsenu rozbieramy się do naga, wszystkie rzeczy zostawiamy w szatni. Teraz musimy dokładnie umyć ciało - w tym celu są przygotowane boksy, każdy z krzesełkiem, prysznicem i kosmetykami do kąpieli. Dopiero wyszorowani możemy przystąpić do moczenia się w gorącej wodzie.
Rozgrzani i zrelaksowani wracamy do hotelu, śpimy dziś rewelacyjnie!
